sobota, 31 października 2015

Maraton filmowy na Halloween- moje propozycje

Na maraton filmowy w Halloween chciałam wybrać się z Narzeczonym od dawna. Niestety, cena (za 2 osoby ok. 90 zł) odstrasza. Z drugiej strony- raz w roku moglibyśmy sobie na to pozwolić. Jednak nasze miasto nie oferuje nic wow. Filmy, które premierę miały rok temu, w dodatku oglądałam je i szału nie ma. Naprawdę wolałabym obejrzeć w kinie kilka starych filmów, horrorów wszech czasów, gdzie rzeczywiście mogłabym się bać. Efekty w kinie zdecydowanie dodają dreszczyku emocji. Niestety kino w tym roku odpada, dlatego postanowiłam zaspokoić swoją potrzebę strachu i sama wybrałam dla nas repertuar. Są to filmy, które już oglądałam, jednak wywarły na mnie ogromne wrażenie i z chęcią obejrzę je jeszcze raz. Wyjdzie taniej niż w kinie, bo zapłacimy w sumie tylko za piwo i czipsy... :D Jesteście ciekawe jakie filmy wybrałam na dzisiejszą noc? Zapraszam.


Koszmar z ulicy Wiązów, 1984 r.



"Nancy (Heather Langenkamp) coraz częściej miewa koszmary z Freddym Kruegerem (Robert Englund) w roli głównej, który chce ją zabić. Ten pan znany jest dzieciom z wyliczanek i pewnie nieraz maluchy były straszone przez rodziców słowami: "Jak będziesz niegrzeczny to przyjdzie po ciebie Freddy". Jedna z koleżanek Nancy w czasie takiego snu nagle zaczyna się szarpać, potem zostaje zabita przez niewidzialnego napastnika. Jedynym świadkiem jest chłopak ofiary, który automatycznie staje się podejrzanym o dokonanie morderstwa. Rozpoczyna się walka, w której jest jedna zasada - "Cokolwiek byś nie robił, nie zasypiaj!"--> FILMWEB

Mój koszmar z dzieciństwa. Będąc dzieckiem oglądałam Koszmar... bez dźwięku. Odgłos zgrzytających ostrzy Freddy'ego przyprawiał mnie o panikę. Dziś chętnie wrócę do wspomnień z dzieciństwa, lecz obejdzie się bez paniki. Stawiam na wersję z 1984 roku- remake z 2010 roku nie dorasta jej do pięt.                      


Halloween, 1978 r.


"W 1963 r. Michael Myers w brutalny sposób zamordował swoją siostrę. Chłopiec trafił do szpitala dla umysłowo chorych. W 1978 Myers ucieka ze szpitala i w swoim rodzinnym mieście rozpoczyna polowanie na 3 nie zdające sobie sprawy z zagrożenia nastolatki." --> FILMWEB

Tej wersji Halloween nie miałam okazji oglądać. Oglądałam wersję z 2007 roku i bardzo mi się spodobała. Był dreszczyk, strach i ciekawe zakończenie. Jestem bardzo ciekawa wersji oryginalnej, spodziewam się, że będzie lepiej- stary horror- to jest to!


Omen, 1976 r.



"W rzymskiej klinice 6 czerwca o szóstej rano przychodzi na świat martwe dziecko. Ojciec, amerykański dyplomata Robert Thom, jest pogrążony w głębokim smutku. Obawia się o stan psychiczny Katherine, która tak bardzo pragnęła dać mu potomka. Za namową spotkanego w szpitalu księdza Spiletto, w tajemnicy przed żoną adoptuje niemowlę, które urodziło się w tym samym czasie. Jego matka zmarła przy porodzie, chłopczyk nie ma żadnych krewnych. Szczęście Katherine nie ma granic, nawet nie domyśla się, że słodkie maleństwo nie jest jej synkiem..."--> FILMWEB

Choć motyw szatana, duchów i egzorcyzmów nie należy do moich ulubionych jeśli chodzi o horrory, Omen wywarł na mnie ogromne wrażenie. Mały antychryst paraliżuje swym wzrokiem, ścieżka dźwiękowa- mistrzostwo, efekty również na bardzo wysokim poziomie jak na lata 70. Niedawno oglądałam wersję z 2006 roku i muszę przyznać, że jest bardzo dobra. Zazwyczaj jestem dość krytyczna jeśli chodzi o remake starszych pozycji. Tutaj widz zostaje bardzo mile zaskoczony. W dzisiejszą noc jednak stawiam na wersję z 1976 roku.


                       Sinister, 2012 r.                                                              Obecność, 2013 r.



Dwa ostatnie filmy to propozycje moich Obserwujących na Instagramie. Oglądałam oby dwa, zarówno Sinister, jak i Obecność, wywarły na mnie ogromne wrażenie i według mnie są jednymi z nielicznych naprawdę dobrych filmów grozy ostatnich lat. 



Jestem bardzo ciekawa Waszych propozycji filmowych- piszcie w komentarzach! :*

wtorek, 27 października 2015

Jesienna pielęgnacja twarzy

Cześć :) Dziś mam dla Was post o kosmetykach, jakie ostatnio dominują w pielęgnacji mojej twarzy. Nie są to nowości (z wyjątkiem jednego kremu), jednak takiego zbiorczego postu dawno nie było, a kilka kosmetyków wartych jest szczególnej uwagi. Jesteście ciekawe jak dbam ostatnio o moją cerę? Zapraszam.

Oczyszczanie



Jakiś czas temu wspomniałam Wam, że zrezygnowałam z płynu micelarnego na rzecz żelu do demakijażu Isana Young klik. Z efektów jakich daje jestem bardzo zadowolona i nie planuję zmian. Po demakijażu wykonanym za pomocą tego żelu oczyszczam twarz moim ulubieńcem wszech czasów czyli pastą Ziaja Liście Manuka. Gości ona u mnie już długi czas i nie planuję zmian. Do tonizowania używam toniku z tej samej serii. Chciałabym go wreszcie zużyć ;) Nie dlatego, że jest zły, lecz mam chęć na inne nowości.




Odżywianie




Maseczki, jakie lądują na mojej twarzy to mieszanki sporządzane z glinek- głównie błękitnej i zielonej. Mimo niekomfortowej i uciążliwej aplikacji jestem ogromnie zadowolona z efektu. I bardzo lubię tą świadomość, że nakładam na twarz coś w 100% naturalnego. Oprócz glinek stosuję także maseczkę dziegciową Babuszki Agafii. Polecam Wam wrzucić ją do koszyka jeśli tylko gdzieś ją spotkacie. Wiem, że ich dostępność stacjonarnie nie jest najlepsza, ale rozglądajcie się- niedawno widziałam rosyjskie kosmetyki w jednej z aptek.



Na dzień, pod makijaż, używam kremu CC Eveline, którego działanie mi w zupełności odpowiada. Nawilża moją twarz i redukuje zaczerwienienia. Wygląda na tyle ładnie, że może wystąpić solo, a niedoskonałości maskuję korektorem i mogę wyjść do ludzi. Aktualnie szukam dobrego kremu nawilżającego na noc, mogłybyście coś polecić? Na noc nakładam krem Alterra winogronowy. W lato był dla mnie za ciężki, ale teraz jest świetny, moja cera wchłania go w momencie. 


Jak wygląda ostatnio Wasza pielęgnacja twarzy?
Możecie polecić mi dobry krem na dzień? Odpowiedni dla cery mieszanej w kierunku tłustej lub tłustej. Czekam na Wasze propozycje :*

piątek, 23 października 2015

Mydło Cedrowe Babuszki Agafii- wielofunkcyjny hit ze wschodu

Wielofunkcyjność to cecha kosmetyku, którą bardzo sobie cenię. Co weekend wyjeżdżam więc przewożenie wielu kosmetyków jest nie tylko uciążliwe, ale i ryzykowne ze względu na możliwe uszkodzenie i wyrządzenie szkód wśród elementów bagażu. Zakup recenzowanego mydła nie był pokierowany ów wielofunkcyjnością, wszystko wyszło w praniu. Nie sądziłam, że ten kosmetyk tak mnie sobą oczaruje, a jednak. Dopisuję go jako kolejnego ulubieńca zza wschodnich granic.


Opis producenta

Mydło cedrowe nasycone korzystnymi właściwościami ziół i olei dba o zachowanie młodości włosów i ciała. Olej z cedru syberyjskiego – źródło witamin i minerałów aktywnie regeneruje zniszczoną strukturę włosów i chroni je przed promieniami UV. Beżyna syberyjska dzięki zawartości flawonoidów odżywia skórę głowy i wzmacnia cebulki włosowe, natomiast żywica sosnowa ze względu na dużą zawartość olejków eterycznych wzmacnia właściwości ochronne skóry. Odżywienie oraz nawilżenie zyskamy dzięki czerwonym jagodom jałowca, które bogate są w kwasy organiczne, a organiczny olej arnikowy zawierający garbniki oraz witaminę C hamuje wypadanie włosów, a także pomaga w walce z łupieżem. Korzeń mydlnicy lekarskiej zapewnia naturalne, delikatne, a jednocześnie doskonałe oczyszczenie i pielęgnację zarówno ciała jak i włosów. Nie zawiera parabenów, SLS, silikonów, brak syntetycznych aromatów i barwników, bez sztucznych konserwantów i polietylenu. 
W przypadku włosów niewielką ilość mydła nanieść na ręce, spienić, nanieść na włosy, a następnie spłukać wodą. Używać w ten sam sposób również na ciało. 


Skład:

Aqua, Pinus Sibirica Oil, Sorbitol, Sodium Cocoyl Isethionate, Sodium Methyl Cocoyl Taurate, Stearic Acid, Guar Hydroxypropyltrimonium Chloride, Empetrum Sibiricum Extract, Juniperus Oxycedrus Extract, Organic Arnica Montana Oil, Saponaria Officinalis Extract, Pinus Sylvestris Tar, Cedrus Deodara Oil, Guaiacum Officinale Balm, Caramel, Chlorophylin Copper Complex, Benzyl Alcohol, Sorbic Acid, Benzoic Acid.

Zacznę tradycyjnie od walorów technicznych. Mydło znajduje się w 300 ml słoiczku, dzięki któremu aplikacja jest naprawdę wygodna- mogę wydobyć taką ilość kosmetyku jaka mi odpowiada. Zapłaciłam za nie 14 zł w sklepie zielarskim. Konsystencja żelowa, gęsta, wyglądem przypomina żywicę, a zapachem przywołuje woń aromat lasu. Jego wydajność jest znakomita. Produktu używam od kilku miesięcy, a zużyłam dopiero pół. Używam go głównie do mycia włosów, ale i nie tylko! Poniżej przedstawię Wam zastosowania jakie znajduję dla cedrowego mydła Babuszki Agafii.

Włosy

Jak wspomniałam, to był główny motyw zakupu produktu. Mycie włosów. Mydło świetnie się pieni, nawet jego niewielka ilość wystarcza na dokładne umycie moich długich włosów. Bardzo dobrze radzi sobie ze zmyciem olejów i wszelakich mieszanek jakie nakładam na włosy. Nie powoduje łupieżu ani innych podrażnień. Włosy są domyte, puszyste i lekko odbite od nasady. Nie przyspiesza przetłuszczania włosów- wręcz przeciwnie! Mam wrażenie, że je ograniczył. 

Twarz

Aby nie wozić ze sobą kosmetyków do mycia twarzy, używam właśnie tego produktu. Bardzo ładnie domywa cerę z resztek makijażu, nie podrażnia jej ani nie wysusza. I o to właśnie chodzi.

Ciało

Mydło z powodzeniem zastępuje żel pod prysznic, jednak w tej formie stosuję je wyłącznie w sytuacjach awaryjnych, ponieważ szkoda mi tak świetnego produktu na tak banalne zastosowanie ;)

Higiena intymna

W tej kwestii mydło cedrowe również spisuje się na medal. Nie podrażnia okolic intymnych, myje i odświeża. Tego oczekuję od produktów przeznaczenia intymnego, a Babuszka Agafia w tej roli się spisała.


Mydło Cedrowe Babuszki Agafii rozkochało mnie w sobie od pierwszego użycia i z pewnością zdecyduję się na kolejne opakowanie. Może tym razem będzie to wersja miodowa? 

środa, 21 października 2015

Nowość, która zastąpiła płyn micelarny

Precyzyjny demakijaż to podstawa pielęgnacji twarzy. Ja w tej kwestii jestem leniem. Używam płynu micelarnego, lecz najzwyczajniej w świecie czasem mi się nie chce zużywać miliona wacików, by domyć mascarę czy eyeliner. Wtedy w ruch idzie żel do twarzy. Wybawieniem dla mojego lenia okazał się nowy żel do mycia twarzy i demakijażu oczu Isana Young, dzięki któremu mogę odstawić micel w kąt i cieszyć się szybkim i dokładnym demakijażem.


Żel jest nowością na Rossmannowskich półkach. Z informacji w sieci wynika, że seria Isana Young ma zastąpić Synergen. Oprócz korektora Synergen nie miałam styczności z kosmetykami tej marki, ale muszę przyznać, że nowa seria Isany przyciąga wzrok i z chęcią sięgnę po kolejne produkty. Żel kosztuje ok. 7 zł i można znaleźć go w każdym Rossmannie. Jest polecany do cery normalnej i mieszanej, ja mam mieszaną w kierunku tłustej. Producent zaznacza, że produkt posiada certyfikat Vegan co oznacza, że nie zawiera w składzie produktów pochodzenia zwierzęcego.

Skład:
Aqua, Coco-Glucoside, Cocamidopropyl Betaine, Alcohol Dent., Acrylates/10-30 Alkyl Acrylate Crosspolymer, Caprylyl/Capryl Glucoside, Sodium Benzoate, Sodium Chloride, Glycerin, Parfum, Sodium Hydroxide, Propylene Glycol, Disodium EDTA, Butylphenyl Methylpropional, Benzyl Salicylate, Alcohol, Rubus Idaeus Fruit Extract, Tris (Tetranethylhydroxypiperidinol) Citrate, Passiflora Edulis Fruit Extract, Potassium Sorbate, CI 16035, CI 60730


Żel Isana Young znajdziemy w 150 ml opakowaniu zamykanym na zatrzask, z którego wydobycie kosmetyku nie stanowi problemu. Konsystencja jest umiarkowanej gęstości, koloru jasnoróżowego. Bardzo ładnie pachnie, co uważam za dodatkowy plus. Musicie przyznać, że szata graficzna żelu wygląda przepięknie i przyciąga wzrok na drogeryjnych półkach. Tak jak wspomniałam na samym początku, żel z powodzeniem zastąpił rytuał demakijażu za pomocą płynu micelarnego. Bardzo szybko i dokładnie usuwa makijaż. Muszę jednak zaznaczyć, że nie używam kosmetyków wodoodpornych, dlatego nie wiem jak sprawdziłby się przy takowych. Przy tradycyjnych spisuje się na 6+. Nie podrażnia mojej skóry (alkohol w składzie troszkę mnie przeraził, lecz zupełnie niesłusznie). Po spłukaniu nie mam uczucia ściągnięcia skóry, wręcz przeciwnie. Nie zauważyłam również żadnego podrażnienia- ani w okolicy oczu, ani na reszcie twarzy. Reakcje alergiczne również nie wystąpiły. Jestem bardzo zadowolona z żelu Isana Young i z pewnością na długi czas zagości na mojej półce. Mam tylko nadzieję, że producent go nie wycofa i będę mogła cieszyć się jego użytkowaniem.

Jeśli szukacie kosmetyku dla leniwych, ten żel jest dla Was. Dajcie znać, czy miałyście z nim styczność. Znacie inne kosmetyki z serii Isana Young?


sobota, 17 października 2015

Sleek Oh So Special- swatche i recenzja kultowej palety

Paletka Sleek Oh So Special podbiła moje serce od pierwszego wejrzenia. Po pierwsze, ze względu oczywistego- kolory. Piękne i uniwersalne odcienie, z których można wyczarować makijaż na każdą okazję. Drugi aspekt to jej jakość. Nie miałam okazji używać palet z wyższych półek cenowych, ale doświadczyłam jakości ze strony Sleeka i Makeup Revolution i taka jakość mi odpowiada i nie szukam czegoś więcej. W dodatku ceny jakie oferują wspomniane firmy jak najbardziej zachęca do zakupu. Nie przedłużając, zapraszam na prezentację paletki Oh So Special. Zdaję sobie sprawę, że nie jestem jedną z pierwszych osób, które piszą recenzję na jej temat, mimo wszystko jednak chciałabym wtrącić swoje trzy grosze.


Paletka znajduje się w solidnym lecz skromnym opakowaniu. Ogromnym jego atutem jest duże lusterko, przy którym bez problemu można wykonać makijaż. 


W palecie znajduje się 12 dobrze napigmentowanych cieni. Wśród nich znajdziemy 7 matów, 3 satynowe oraz 2 połyskujące. Bardzo ciężko było mi uchwycić rzeczywisty wygląd kolorów, nie dysponuję ekstra sprzętem. Niemniej jednak zdjęcia w większej części oddają barwy jakie możemy uzyskać paletką OSS.


Bow- pierwszy cień palety, najsłabsze jej ogniwo. Matowy i bardzo słabo widoczny, nie tylko na swatchu, ale i na oku. Mimo bazy daje bardzo nikły kolor. Mało go używam, stawiam na cieliste maty z innych palet.

Organza- błyszczący cień o zabarwieniu różowym z domieszką koralu. Na swatchu ciężko było mi go uchwycić. Na oczy nakładam go palcem, aplikowany pędzlem lekko się osypuje i kolor nie jest tak nasycony jak nałożony palcem.

Ribbon- świetnie napigmentowany matowy łososiowy róż. Nie osypuje się, na powiece wygląda obłędnie.

Gift basket- satynowy brąz wpadający w rudość. Na powiece pigmentacja bardzo dobra.

Glitz- satynowy grafit z domieszką granatu. Również dobrze napigmentowany i bezproblemowy w aplikacji.

Celebrate- satynowy cień w kolorze głębokiego fioletu z domieszką czerni. Lekko się osypuje, za to nadrabia pigmentacją.


Pamper- przepiękny matowy róż, lecz bez łososiowych tonów, chłodny, jaśniejszy niż Ribbon.

Gateau- połyskujący odpowiednik Organzy, lecz z lawendowymi tonami. Również nakładam go palcem ze względu na osypywanie się i utratę intensywności podczas aplikacji pędzlem.

The mail- mat w odcieniu cappuccino. Dobra pigmentacja i komfortowa aplikacja.

Boxed- cień o nieco ciemniejszy od poprzednika. Brąz tradycyjny. Matowy, dobrze napigmentowany, nie osypuje się w trakcie nakładania.

Wrapped up- kolejny mat, tym razem odcień brązu wpada w burgund, jakąś śliwkę, ciężko mi się zdecydować. Pigmentacja i osypywanie się- tak jak u poprzednika.

Noir- matowa głęboka czerń. Brak osypywania się, ładne nasycenie.

Bardzo chciałabym pokazać Wam jakiś makijaż zrobiony przy użyciu tej palety, lecz na moje nieszczęście mój aparat ma ogromne trudności w uchwyceniu rzeczywistych kolorów, nad czym ubolewam. Być może kiedyś mi się to uda, bo cienie mają wspaniałe barwy i makijaże przy ich użyciu są trwałe i ciekawe. Paletę oceniam 9/10. Jeden punkt odejmuję za osypywanie się dwóch cieni połyskujących i słabą pigmentację pierwszego. Z tego co wiem, cienie błyszczące mają to do siebie, że się osypują, dlatego jestem w stanie przymknąć oko na ten fakt. Z palety jestem ogromnie zadowolona i mam chęć na kolejną.

środa, 14 października 2015

Pielęgnacja włosów- aktualizacja

W dzisiejszym poście chciałabym Wam przybliżyć jak aktualnie wygląda moja pielęgnacja włosów. Postawiłam na minimalizm- tak dla odmiany. Stosuję go już od jakiegoś czasu więc mam nadzieję, że niedługo będę mogła Wam powiedzieć, czy ograniczenie kosmetyków do minimum sprawdziło się na moich włosach, czy też nie.

Mycie



Do mycia włosów aktualnie używam mydła cedrowego Babuszki Agafii, a do mocniejszego oczyszczania- szamponu piwnego Barwa. Muszę się pochwalić, że skalp zaczął się mniej przetłuszczać i włosy myję co trzy dni. Przy czym jeden dzień mogę spokojnie nosić rozpuszczone, a w pozostałe dwa dni- związane. Bardzo mnie to cieszy, ponieważ przyznam się, że mycie codzienne lub co dwa dni jest męczące, zwłaszcza teraz, gdy poranki są smętne, a ja zajęcia mam w godzinach porannych.


Odżywianie



Największy minimalizm zastosowałam w odżywkach i maskach. Odkryłam odżywkę, którą używam właśnie dwojako. Jestem nią oczarowana i muszę koniecznie zaopatrzyć się w większą ilość, jeśli będzie w promocji. Mowa o Garnier Ultra Doux z cudownymi olejkami. Jej siostra z avocado i masłem karite nie do końca się u mnie sprawdziła. Cudowne olejki naprawdę działają cuda! Włos dawno nie rozczesywały się z taką łatwością, a to jest ogromny sukces w moim przypadku. Zrezygnowałam z odżywki w sprayu Gliss Kur, ponieważ zabezpieczenie silikonowym serum zupełnie wystarczy do tego, by uporać się z rozczesaniem.


Dodatki



Włosy olejuję olejem z pestek arbuza od dłuższego czasu i nie planuję zmiany w tej kwestii póki nie skończę opakowania. Końcówki zabezpieczam serum Joanna Argan Oil. Natomiast w skalp dwa razy w tygodniu wcieram olej łopianowy Green Pharmacy. Zrezygnowałam z wcierki Seboravit- prawdopodobnie spowodowała u mnie łupież. 


Jestem ciekawa jak będzie wyglądała moja współpraca z wymienionymi kosmetykami. Koniecznie napiszcie mi w komentarzach co króluje na Waszych włosach w ostatnim czasie :*

poniedziałek, 12 października 2015

Joko Calcium Żel- mój hit wśród preparatów do paznokci

Cześć. W ostatnim czasie posty pojawiają się niestety rzadko. Spowodowane jest to przede wszystkim brakiem czasu, jak również tym, że testuję nowości kosmetyczne i nie mam za bardzo co dla Was recenzować. Niedługo będę miała wyrobioną opinię na temat wielu kosmetyków, dlatego spodziewajcie się postów nieco częściej :) 




Dziś przychodzę do Was z recenzją odżywki do paznokci, której używałam jakiś czas temu przez dłuższy okres. W dniu dzisiejszym kupiłam kolejną buteleczkę i z pewnością nie będzie ona ostatnią. Jak wiecie, przy zakupie preparatów regenerujących unikam formaldehydu w składzie, dlatego mam ograniczony wachlarz możliwości. Wiele odżywek zawiera ten znienawidzony przeze mnie składnik. Na szczęście znalazłam kilka odżywek, które bez obaw mogę stosować. Należy do nich m. in. Miss sporty 5 w 1 oraz Joko Calcium Żel.




Opisywaną odżywkę można kupić w osiedlowych drogeriach, niektórych marketach, a także w wielu innych miejscach, w których znajdziemy szafę Joko. Ja moją kupiłam w Drogerii Laboo. Jej cena to ok. 10- 12 zł. Ja zapłaciłam 9, 99 zł. 


\


Nakładam zawsze dwie warstwy. Mimo lekko fioletowego odcieniu na paznokciach pozostaje bezbarwny. Po nałożeniu wolny brzeg paznokcia wydaje się nieco bielszy. Nie stosowałam tej odżywki jako bazę pod lakier, ale myślę, że sprawdziłaby się w takiej roli. Bardzo szybko wysycha, co jest jej dodatkową mocną stroną. Po dłuższym stosowaniu zauważyłam poprawę kondycji paznokci. Są mocniejsze i mniej podatne na uszkodzenia. Nie rozdwajają się. Jedynym minusem Joko Calcium Żel jest fakt, iż dość szybko gęstnieje i mniej więcej połowa preparatu nie nadaje się do użytkowania. Na szczęście odżywka nie jest droga więc można jej to wybaczyć. 

Jestem bardzo zadowolona z Joko Calcium Żel i jestem pewna, że zagości u mnie znów na dłużej.

poniedziałek, 5 października 2015

Ulubieńcy września

Dziś przychodzę do Was z zestawieniem prezentującym kosmetyki, które znalazły się w gronie ulubieńców minionego miesiąca. Bardzo je polubiłam, a w tym miesiącu używałam ich wyjątkowo często. Jesteście ciekawe co to za produkty? Zapraszam do lektury.


 **************


W ostatnim czasie stawiam na bardziej rozbudowany makijaż. Po upałach nie ma nawet śladu, a co za tym idzie, mogę śmiało wykonać pełny makijaż bez obaw, że po 30 minutach będę się świecić. Bardzo często używam cieni z paletki Sleek Oh So Special, o której wspominałam Wam w poście o nowościach minionego miesiąca. Brwi podkreślam kredką Maybelline Brow Satin w odcieniu dark blond, jest to pierwsza kredka do brwi jaką mam okazję używać i od razu stała się moją ulubioną. Być może niedługo pokażę Wam jak prezentuje się ona na moich brwiach. Z zapasów, które zgromadziłam podczas promocji -40% na kosmetyki do makijażu oczu wygrzebałam mascarę Eveline Extension Volume. Świetnie wydłuża i pogrubia rzęsy, kolejny produkt od Eveline, który nienagannie się u mnie spisuje. Do nawilżania ust ostatnio namiętnie używam masełka Nivea w wersji borówkowej. Pachnie nieziemsko! I tak też działa.


W zakresie pielęgnacji twarzy ostatnio eksperymentuję z glinką błękitną. Maseczki z jej użyciem świetnie działają na moją twarz. Używam ich raz w tygodniu, a moja cera jest w coraz lepszym stanie. W ostatnim czasie nie poszalałam z włosowymi zakupami, dlatego w gronie ulubieńców znalazł się tylko jeden produkt, który kupiłam już jakiś czas temu. Serum do końcówek Joanna Argan Oil świetnie spisuje się w roli pomocnika w rozczesywaniu włosów. Nie spodziewałam się, że to serum okaże się tak skuteczne. A przecież nie jest to nowość na rynku, żałuję, że nie sięgnęłam po nie wcześniej.

Jestem bardzo ciekawa Waszych ulubieńców września :) Znacie moich ulubieńców?