wtorek, 29 września 2015

Zestaw pędzli do makijażu oczu Hakuro- moja opinia po półrocznym użytkowaniu

Zestaw pędzli do makijażu oczu marzył mi się długi czas. Mniej więcej pół roku temu postanowiłam spełnić moje marzenie i zestaw Hakuro stał się mieszkańcem mojego kosmetycznego kuferka. Rzecz jasna, chętnie sprawiłabym sobie bardziej wyszukany zestaw, jednak niestety- nie dysponuję takimi funduszami. Zaznaczam, że pisząc recenzje na temat pędzli Hakuro nie mam porównania do droższych egzemplarzy takich jak Zoeva czy Sigma. Ba, to są moje pierwsze pędzle do makijażu oczu więc nie mam porównania nawet do takich z bazarku. Jeśli jesteście ciekawe czy zestaw sprawdził się na moich oczach i których używam najczęściej- zapraszam do lektury :)


Pędzle zamówiłam na stronie urodomania.com, zapłaciłam za nie 89,90 zł, co w przeliczeniu na jeden pędzel daje mniej więcej 14 zł. To dużo? Wydaje mi się, że nie. Zestaw takich pędzli możecie zamówić w większości drogerii internetowych w podobnej lub takiej samej cenie. 


W skład zestawu wchodzi 5 pędzli. Do aplikacji cieni, rozcierania, aplikacji w kącikach i aplikacji precyzyjnej, a także do eyelinera i makijażu brwi. Wszystkie pędzle cechuje solidne i estetyczne wykonanie. Pod tym względem nie mam im nic do zarzucenia. 

W tym miejscu pragnę zaznaczyć, że zdjęcia pędzli robiłam w krótki czas po praniu, włosie było jeszcze lekko wilgotne. Sprawiło to wrażenie rozwarstwienia włosia we wszystkie strony. Te pędzle po praniu tak mają. Na drugi dzień wyglądają już zupełnie w porządku. Mój błąd, powinnam zrobić zdjęcia gdy pędzle wyglądają tak jak zawsze. Prosiłabym jednak o wybaczenie mi tego mankamentu :)


Jako pierwszy idzie na tapetę pędzel najczęściej przeze mnie używany czyli Hakuro H 79. Producent pisze o nim w następujący sposób:

Wysokiej jakości pędzel Hakuro H79 służy do aplikacji cieni na całą ruchomą powiekę i powyżej, aż do linii brwi. Zaokrąglony kształt umożliwia nałożenie cienia rozświetającego pod dolną linię brwi. Sprawdza się również do zacierania granic pomiędzy kolorami, cieniowaniu i łączeniu kolorów. Wykonany został z naturalnego, tlenionego włosia (koza), które jest miękkie i przyjemne w dotyku, dzięki czemu nie podrażnia skóry. Włosie jest umieszczone w lekko spłaszczonej skuwce i przycięte na kształt tzw. puchacza, co umożliwia równomierną aplikację kosmetyku. Trzonek pędzla wykonany jest z naturalnego drewna.

Wymiary pędzla:
Długość pędzla – ok. 18 cmDługość włosia – ok. 1,5 cm

Używam go najczęściej właśnie do aplikacji cienia na ruchomą powiekę lub pod łukiem brwiowym. Włosie pędzla jest delikatne i nie odczuwam kłucia w powiekę. Włoski nie wypadają, trzon funkcjonuje bez zarzutu. Zgadzam się w stu procentach z opisem producenta, pędzlem można również blendować kolory, ja jednak w tym celu używam jego brata H 74. Pędzel H 79 często spotyka się z określeniem jako brat pędzla MAC 217. Nie potrafię się jednak do tego faktu odnieść, ponieważ nie miałam okazji go używać. Być może niektóre z Was mają jakieś doświadczenie z nim związane i wypowiedzą się na jego temat.


Jeśli chodzi o częstotliwość użytkowania, na równi z poprzednikiem jest model H 74. 

Wysokiej jakości pędzel Hakuro H74 jest idealny do nakładania cieni w załamaniach oraz do jego roztarcia, czyli tzw. blendowania. Wykonany został naturalnego, tlenionego włosia (koza), które jest miękkie, elastyczne i przyjemne w dotyku, dzięki czemu nie podrażnia skóry powiek. Włosie jest umieszczone w okrągłej skuwce i przycięte w delikatny szpic, co umożliwia równomierną aplikację cienia. Trzonek pędzla wykonany jest z naturalnego drewna

Wymiary pędzla:
Długość pędzla – ok. 18 cmDługość włosia – ok. 1,8 cm


Pędzel idealnie sprawdza się w procesie blendowania cieni. Nakładam nim również cień w załamaniu powieki, a także w dniach lenistwa- na całą powierzchnię ruchomej powieki. Jest delikatny, podobnie jak poprzednik. Cienie mocno się go trzymają. Jestem bardzo z niego zadowolona, choć krótko po zakupie mnie wystraszył- wypadło z niego kilka włosków. Byłam przerażona, bo nowy pędzel, a już się sypie :D Na szczęście na tych kilku włoskach sprawa się zakończyła, pędzel przeżył kilkanaście kąpieli i nic mu nie jest. 


Tego gagatka zaczęłam używać stosunkowo niedawno. Wstyd. Bo Hakuro H 80 sprawdza się naprawdę przyzwoicie.

Wysokiej jakości pędzel Hakuro H80 służy do precyzyjnej aplikacji cieni do oczu, w zewnętrznym (tzw. zewnętrzne 'V') lub wewnętrznym kąciku oka. Sprawdza się do podkreślenia dolnej powieki poprzez nałożenie cienia wzdłuż dolnej linii rzęs. Wykonany został z naturalnego włosia (koza), które jest miękkie i przyjemne w dotyku, dzięki czemu nie podrażnia delikatnej skóry. Włosie jest umieszczone w okrągłej skuwce i przycięte na kształt tzw. kuleczki, co umożliwia równomierną aplikację kosmetyku. Trzonek pędzla wykonany jest z naturalnego drewna.

Wymiary pędzla:
Długość pędzla – ok. 17,5 cm

Długość włosia – ok. 1,1 cm


Pędzla używałam niegdyś tylko w celu aplikacji cienia w zewnętrznym i wewnętrznym kąciku oka. Ograniczenie się do tego zakresu było moim błędem, ostatnio nauczyłam się aplikować nim ciemniejsze cienie na całą powierzchnię górnej powieki i wygląda to całkiem całkiem. Wcześniej do tego zadania używałam tylko modelu H 79. Pędzlem wygodnie aplikuje się również cień na dolnej powiece.


Tego pędzla używam stosunkowo rzadko, jednak warto napisać o nim kilka słów.

Wysokiej jakości pędzel Hakuro H85 służy do wykonywania kresek na powiekach oraz modelowania brwi. Wykonany został z syntetycznego włosia, które jest odpowiednio giętkie i elastyczne. Włosie jest umieszczone w lekko spłaszczonej skuwce i przycięte na skos, dzięki czemu pozwala na precyzyjne podkreślenie kształtu brwi lub namalowanie kreski eyelinerem. Trzonek pędzla wykonany jest z naturalnego drewna.


Wymiary pędzla:Długość pędzla – ok. 16,2 cmDługość włosia – ok. 05-07 cm

Dlaczego zachwalany pędzel nie znalazł u mnie zastosowania w stu procentach? A no dlatego, że po pierwsze- używam eyelinera, który zawiera pędzelek (mój KWC eyeliner WIBO). Po drugie, do makijażu brwi używam kredki. Pędzelka H 85 używam kiedy chcę podkreślić linię rzęs ciemniejszym cieniem zamiast eyelinera. I to jest właściwie jedyne zastosowanie jakie dla niego znajduję. Jednak nie wykluczam, że kiedyś ulegnie ono zmianie.



I na koniec pędzel, którego prawie w ogóle nie używam, czyli model H 76.

Wysokiej jakości pędzel Hakuro H76 jest idealny do bardzo precyzyjnego nakładania cieni na powiekę. Sprawdza się przede wszystkim przy aplikacji w zewnętrznym (zewnętrzne ‘V’) lub wewnętrznym kąciku oka. Dzięki niewielkiemu rozmiarowi umożliwia podkreślenie dolnej powieki oraz rozcieranie cieni w ściśle określonym miejscu. Wykonany został z naturalnego, tlenionego włosia (koza), które jest miękkie i przyjemne w dotyku, dzięki czemu nie podrażnia skóry powiek. Włosie jest umieszczone w okrągłej skuwce i przycięte w małą kulkę/jajeczko, co umożliwia równomierną aplikację cienia. Trzonek pędzla wykonany jest z naturalnego drewna.


Wymiary pędzla:
Długość pędzla – ok. 17 cm
Długość włosia – ok. 0,8 cm


Użyłam go dosłownie kilka razy, do aplikacji cienia w zewnętrznym i wewnętrznym kąciku oka. Być może kiedyś go docenię i zacznę częściej używać.

Pod koniec postu chciałabym odpowiedzieć na pytanie, czy warto kupować cały zestaw? Uważam, że tak. Mimo, że dwa pędzle nie znalazły u mnie w stu procentach zastosowania, być może znajdą zastosowanie w przyszłości. Koszt prawie 90 zł nie jest wygórowaną ceną jak na 5 pędzli dobrej jakości. Po półrocznym użytkowaniu nie uległy zniszczeniu, a nie będę ukrywać, nie chucham i nie dmucham na nie. Włosie nie wypada, trzonki się trzymają, jest ok. Jeśli szukacie zestawu na początek swojej przygody z makijażem, ten będzie jak najbardziej w porządku. Można wykonać nimi nawet skomplikowany makijaż oka. Być może kiedyś zaopatrzę się w bardziej profesjonalny zestaw, składający się z większej ilości egzemplarzy. Na razie ten mi wystarcza i nie zapowiada się, aby pędzle były u kresu swego żywota ziemskiego :)

Macie pędzle Hakuro? Jakich pędzli używacie do makijażu oczu? 

sobota, 26 września 2015

Co nowego wpadło we wrześniu? Kilka nowości.

Nowości i zachcianek w tym miesiącu u mnie jak na lekarstwo. Ale obiecałam sobie, że jak wykończę resztki zapasów, wybiorę się na mega zakupy i odbiję sobie miesiące odwyku. Wśród produktów, które zaprezentuję Wam poniżej znajdzie się tylko jedna zachcianka, pozycja z wishlisty. Pozostałe kosmetyki to kompletowanie rzeczy do wyprowadzki, ponieważ nadszedł koniec wakacji i wyjeżdżam do Częstochowy w celu kontynuacji studiów drugiego (i ostatniego :D ) stopnia. Część kosmetyków zostało mi jeszcze z przeprowadzki, dlatego kupiłam naprawdę niewiele. Postawiłam jednak na nowości, których u mnie jeszcze nie było. 



Szampon Barwa Piwna. Czytałam o nim wiele dobrego. Ostatnio dość często stosuję mocne oczyszczanie, dlatego ten egzemplarz będzie idealny. Na szczęście piwem nie pachnie. Odżywkę Garnier Ultra Doux z cudownymi olejkami dojrzałam w Biedronce i stwierdziłam, że nie zaszkodzi ją wypróbować. Tym bardziej, że kosztowała całe 5,49 zł. Ma całkiem niezły skład więc zapowiada się obiecująco. Masek mam od groma, odżywek do spłukiwania niestety w ogóle. Na szczęście Kallosa Aloe mogę używać również jako odżywkę więc na razie wstrzymam się z zakupem kolejnej odżywki.


Zawsze wybierałam waciki z Biedronki, tym razem jednak do koszyka, z racji promocji, wpadły waciki Isana. W zakresie pielęgnacji twarzy oczywiście uzupełniłam zapas pasty Ziaja Liście Manuka. Nowością natomiast (zarówno w moich zbiorach jak i w Rossmannie) jest żel wegański Isana Young. Widziałam bardzo mało wzmianek na jego temat więc jestem ogromnie ciekawa jak się sprawdzi. 


 Moją uwagę przykuła stópka od Fuss Wohl, wygląda na całkiem porządny pumeks. Zobaczymy co wyniknie z naszej współpracy. W promocji były antyperspiranty Ziaja, wybrałam wariant sensitiv. Oby okazał się niezawodny jak dotychczas używany Garnier. Kolejny łup z promocji to limitowany żel Isana o zapachu mango. Pachnie cudownie, szkoda, że to wersja limitowana, bo takiego zapachu wśród produktów do kąpieli jeszcze nie wywęszyłam.


Jako wisienkę na torcie przedstawiam Wam mój nabytek- paletka Sleek Oh So Special. Pokazywałam Wam ją na instagramie, pokażę ją jednak również tutaj. Zużycie miała niewielkie, a Monika z chęcią ją odsprzedała. Paletkę pokochałam od pierwszego umalowania :)





Co nowego u Was we wrześniu? Czekam na Wasze posty :)
Buziaki :*

środa, 23 września 2015

Przeczytane: wrzesień

Z dniem dzisiejszym do tematyki bloga zostają włączone posty podsumowujące moje zmagania czytelnicze, będą publikowane co miesiąc. Z książkami nie zawsze było mi po drodze. To nie tak, że nie lubię czytać- lubię! Gdy powieść jest ciekawa, potrafię ją przeczytać w ciągu dwóch dni. Dobry thriller lub kryminał potrafi przyprawić mnie o większe dreszcze niż film, wyobraźnia działa z co najmniej zdwojoną siłą. I to jest naprawdę super. 



Jednak nie czytałam zbyt często bo: 1. Biblioteki w moim mieście są okropnie zaopatrzone, a na nowości trzeba czekać w 10- osobowej kolejce, co daje mniej więcej rok zwłoki.  2. Książki są drogie i po prostu szkoda mi wydać pieniędzy na książkę, którą przeczytam w ciągu kilku dni i odłożę na półkę. Najbardziej ekonomicznym wyjściem są zatem ebooki. Czytnika nie posiadam, ale dla chcącego nic trudnego, na telefonie też można czytać! :) I tak właśnie w ciągu miesiąca przeczytałam rekordową dla mnie liczbę książek... 

Michelle Knight- Znajdź mnie


Książkę postanowiłam przeczytać po obejrzeniu filmu Potwór z Cleveland. Historia trzech dziewcząt przez lata więzionych przez Ariela Castro. Zdawałam sobie sprawę, że książka odsłoni więcej niż film. Zwierzenia jednej z ofiar, więzionej najdłużej, poruszą nawet największego twardziela. Szok, przerażenie, niedowierzanie, łzy, współczucie, uczucia towarzyszące lekturze były niezwykle silne. Momentami musiałam przerywać, bo nie dawałam rady przebrnąć przez pewne fragmenty. A w tym wszystkim najgorszy był fakt, że to się działo naprawdę. Że życie pisze scenariusze, których nawet człowiek nie jest w stanie wymyślić. 


Sagę Camilli Lackberg znają chyba wszyscy. Ja, z racji braku zainteresowania literaturą współczesną, poznałam ją dopiero miesiąc temu. Lekturę planowałam zacząć od początku, jednak Księżniczka z lodu nie jest dostępna ani w formacie pdf., ani w mojej bibliotece. Zaczęłam więc od drugiej części, a na Księżniczkę... może jeszcze trafię. 


Po przeczytaniu wszystkich z wyżej ukazanych części nasuwa mi się kilka wniosków. Autorka w każdej powieści jest konsekwentna, akcja toczy się dwutorowo i wielowątkowo. Myślałam, że powieje nudą i przewidywalnością, nic jednak bardziej mylnego. Pani Lackberg nie popadła w rutynę. Demony przeszłości, wątki obyczajowe, żywa akcja, to wszystko sprawia, że powieści te przeczytałam z zapartym tchem, nie mogąc się od nich oderwać. Na plus działają również kreacje bohaterów, którzy są tacy... zwyczajni, niewyidealizowani. Każda z pozycji opowiada o morderstwach, na które wpływ miały wydarzenia z przeszłości. W skład sagi wchodzą jeszcze trzy powieści, które oczywiście niedługo zostaną odhaczone jako przeczytane. Jeśli miałabym wybrać egzemplarz, który uważam za najlepszy, zdecydowanie byłby to Kamieniarz. Natomiast najsłabiej według mnie wypada Niemiecki Bękart , czytałam go najdłużej i trochę powiało nudą, dopiero pod koniec ruszyła akcja.



Co ostatnio przeczytałyście? Pochwalcie się w komentarzach :*

poniedziałek, 21 września 2015

Exclusive Spa Dal Dłoni, serum arganowe- hit czy kit?

Jak wiecie, kremy do rąk zużywam z prędkością światła. Dobre mazidło to ogromny skarb, który cudownie działa nie tylko na skórę dłoni, ale także na skórki wokół paznokci i same paznokcie. Używałam już wielu kremów do rąk, jednak krem do rąk z atomizerem to nowość w moich zbiorach. Znalazł się w nich, ponieważ zamieniłam się ze szwagierką na fioletową Baleę. Byłam niezmiernie ciekawa jak sprawdzi się ten wynalazek. Jesteście ciekawe mojej opinii? Zapraszam do dalszej części postu.

Opis producenta

Serum oparte na bazie oleju arganowego z łatwością zadba o kompleksową pielęgnację i odżywienie skóry dłoni z oznakami utraty elastyczności. Połączenie aktywnych składników zawartych w serum, idealnie nadaje się do codziennej pielęgnacji skóry dłoni szczególnie jesienią i zimą. Gęsta konsystencja serum z kaszmirem i proteinami jedwabiu doskonale wchłania się w skórę, pielęgnuje ją, dostarczając jej wszystkich niezbędnych składników odżywczych. Dodatkowo produkt wyróżnia bardzo wygodne i oryginalne opakowanie -butelka z pompką sprawia, że aplikacja produktu jest łatwa, szybka i wygodna.


Skład:

Aqua, Glycerin, Urea, Paraffinum Liquidum, Stearic Acid, Ceteareth-20, Sodium Lactate, Propylene Glycol, Ricinus Communis Seed Oil, Glyceryl Stearate, Glyceryl Oleate, Cetearyl Alcohol, Propylene Glycol Soyate, Steareth-2, Argania Spinosa Kernel Oil, Glyceryl Linoleate, Panthenol, Glyceryl Linolenate, Tocopheryl Acetate, Hydrolyzed Silk, Hydrolyzed Keratin, Camelia Sinensis Leaf Extract, Dimethicone, Parfum, Potassium Sorbate, Imidazolidinyl Urea, Xanthan Gum, Disodium EDTA, Phenoxyethanol, BHA, Methylisothiazolinone, Benzyl Salicylate, Citronellol, Geraniol, Hexyl Cinnamal, Hydroxyisohexyl 3-Cyclohexene Carboxaldehyde, Isoeugenol, Linalool.

Produktów tej firmy jeszcze nie miałam w swoich zbiorach, nie znam jej w ogóle. Dlatego z jeszcze większą ciekawością przystąpiłam do jego użytkowania. Ola kupiła go w Rossmannie więc na pewno jest tam dostępny. Nie wiem jak sprawa się ma w innych drogeriach- jeśli go widziałyście, napiszcie w komentarzach. Krem kosztuje ok. 8 zł za 100 ml, co jest dość sporą kwotą. Zapach jest dość intensywny i nie każdemu przypadnie do gustu, mi jednak się spodobał i nie stanowi on dla mnie żadnego problemu. Jeśli chodzi o moją opinię, zacznę od jednego- bardzo poważnego minusu. ATOMIZER. W tym przypadku to kompletna pomyłka. Producent chciał nam pójść na rękę, jednak minął się z celem. Najpierw myślałam, że dozownik będzie rozpylał mgiełkę, naciskając na guziczek wydobywa się z otworu strumień prosty, nie wiem jak Wam to opisać... Aby wydostać tyle produktu ile potrzebuję, muszę nacisnąć tak z 5 razy... Kremy z pompką są ok, jednak nie z taką. W tym przypadku jestem na NIE. Na szczęście z działaniem jest o wiele lepiej. Dłonie po użyciu kremu są ukojone i nawilżone na długi czas. Konsystencja jest dość treściwa, lecz na dłoniach nie pozostaje tłusta, lepka warstwa. Skórki wokół paznokci również ładnie wyglądają. Ogólnie jestem na tak, jednak krem wiele traci przez nieumiejętnie skonstruowany atomizer. W tubce byłoby o wiele wygodniej. I właśnie przez ten wielki minus ponowny zakup kremu stoi pod wielkim znakiem zapytania. 

Miałyście okazję używać tego kremu? Dajcie znać :)

czwartek, 17 września 2015

PEHowy Biały Jeleń- czy sprawdził się na moich włosach?

Zachowanie równowagi proteinowo- emolientowo- humektantowej w pielęgnacji włosów jest niezwykle ważne. Należy dostarczać włosom wszystkich niezbędnych składników, a odwdzięczą się nam wspaniałym wyglądem i kondycją. W mojej pielęgnacji dominują emolienty i humektanty. Proteiny nie są mile widziane przez moją czuprynę, niemniej jednak od czasu do czasu dostają porcję owych elementów. Zachowując PEHową równowagę, korzystam zazwyczaj z trzech różnych produktów. Jednak znalazłam odżywkę dla osób leniwych , a ja często do tej grupy należę. Opisywana odżywka zawiera wszystkie składniki. Mowa o odżywce Białe Jeleń Nawilżające Kozie Mleko.


Skład: 

Aqua, Cetearyl Alcohol, Prunus Amygdalus Dulcis Oil, Behentrimonium Methosulfate, Isododecane , Hydrogenated Tetradecenyl/Methylpentadecene, Cetyl Alcohol, Panthenol, Laurdimonium Hydroxypropyl Hydrolyzed Keratin, Glycerin, Caprae Lac Extract, Propylene Glycol, Laurdimonium Hydroxypropyl Hydrolyzed Wheat Protein, Laurdimonium Hydroxypropyl Hydrolyzed Wheat Starch, Butylene Glycol, Sodium Polyacrylate, Isotridecyl Isononanoate, Trideceth-6, Phenoxyethanol, Benzoic Acid, Dehydroacetic Acid, Parfum, Triethanolamine

Opis producenta:

Odżywka do włosów Biały jeleń hipoalergiczny - kozie mleko została opracowana specjalnie dla osób z dolegliwościami alergicznymi oraz problemami charakterystycznymi dla wrażliwej skóry głowy. Przeznaczona jest dla włosów cienkich, matowych, zniszczonych zabiegami fryzjerskimi. Lekka formuła nie obciąża włosów, a zawarty w niej olej migdałowy oraz substancje pielęgnujące intensywnie odżywiają, przywracając włosom blask i zdrowy wygląd. 

Substancje pielęgnujące w odżywce z kozim mlekiem Biały jeleń:
- ekstrakt z koziego mleka - intensywnie nawilża, sprawia, że włosy są miękkie, elastyczne i łatwo się rozczesują
- pantenol - naturalny prekursor witaminy B5 - wnika w strukturę włosów, efektywnie je wygładzając, dzięki czemu stają się one mocniejsze i pełne blasku, ułatwia rozczesywanie i zapobiega rozdwajaniu końcówek
- proteiny keratyny - wypełniają zniszczone fragmenty włosów, odbudowując ich strukturę
- proteiny pszeniczne - działają antystatycznie, minimalizują elektryzowanie się i efekt puszenia włosów przy zachowaniu ich objętości 
Nie zawiera: silikonów, chlorków, izopropanolu, sztucznych barwników i alergenów zapachowych. Przebadano dermatologicznie wśród osób o skórze wrażliwej ze skłonnością do atopii. 

Tutaj macie fotkę włosów po użyciu Białego Jelenia.



***********

Odżywkę dostaniemy w marketach i osiedlowych sklepikach, ja swój egzemplarz kupiłam w Lewiatanie. O ile się nie mylę, w Rossmannie nie jest dostępna. Za 200 ml odżywki zapłaciłam około 10 zł. Zapach jest delikatny, bardzo mi się podoba. Długo utrzymuje się na włosach, z czego jestem bardzo zadowolona. Konsystencja jest dość rzadka i muszę dużo jej aplikować na moje włosy, przez co wydajność nie powala. Ze względu na hipoalergiczność produktu nanoszę go również na skalp i nie wyrządza jakichkolwiek szkód czy przetłuszczenia. A co z działaniem na włosach? Ja jestem na tak. Włosy po jej użyciu są bardzo delikatne, śliskie i odżywione. Patrząc na skład wiem, że dostarczam im wielu cennych składników. Odżywkę stosuję jako maskę, trzymam ją ok. 30 minut na włosach, przez ten czas składniki wnikają w strukturę włosa w sposób wystarczający. Nie grozi nam również przeproteinowanie, ponieważ odżywka dostarcza wszystkich grup składników. Trochę bałam się jak zareagują na keratynę, jednak zupełnie bezpodstawnie. Podsumowując, Biały Jeleń z kozim mlekiem jest świetną PEHową odżywką o bogatym składzie. Z pewnością sięgnę po nią ponownie, prawie dobiłam dna. Wam również ją polecam, z pewnością będziecie zadowolone :)

środa, 16 września 2015

Zapuśćmy się jesiennie! - uczestnictwo w akcji

Wraz z początkiem września zapisałam się do akcji Ewy z włosów na emigracji. Po zapoznaniu się z zasadami przedsięwzięcia, bez wahania podjęłam decyzję o udziale. Startuję z długością 76 cm- mierzona metodą Henrietty. Poniżej prezentuję Wam zdjęcie z aktualnym stanem włosów. Post piszę dla Was dopiero dzisiaj, ponieważ wcześniej nie miał kto zrobić moim włosom zdjęcia przedstawiającego aktualny ich stan.



Co zamierzam stosować w ramach przyspieszenia porostu? Zwyczajnie kontynuuję przyjmowanie produktów, które stosuję z zamiarem walki z wypadaniem.

* drożdże w tabletkach
* skrzyp i pokrzywa
* wcierka



Trzymajcie kciuki za moją wytrwałość :) Jestem ciekawa, która z Was również przyłączyła się do akcji.

niedziela, 13 września 2015

Kolejna odsłona aloesowej miłości- żel Gorvita

Od pewnego czasu mam bzika na punkcie aloesu. Mam nawet dwa żywe :). I wyczekuję z niecierpliwością chwili, gdy będę mogła zrobić z nich kosmetyczny użytek. Dziś zapraszam Was na kilka słów o kosmetyku, który jest dla mnie niezwykle wszechstronny w użytkowaniu i ukazuje dobroczynne właściwości aloesu w wielu aspektach pielęgnacji. 



Od producenta

Biologicznie aktywne składniki zawarte w żelu wnikają głęboko w strukturę skóry, przywracając jej jędrność i odpowiednie nawilżenie. Działanie aloesu wspomaga bogata w mikroelementy i biopierwiastki, a szczególnie jod i kwas metaborowy wykazujący działanie oczyszczające, bakteriobójcze i przeciwzapalne, lecznicza woda mineralna z Uzdrowiska Rabka.

Skład:

Skład: Aqua (modyfikowany roztwór leczniczej wody: wodorowęglanowo - chlorkowo - sodowej, bromkowo - jodowo - borowej z Uzdrowiska Rabka S.A.), Aloe Vera (Aloe Barbadensis) Extract, Propylene Glycol, Gliceryne, Symphytum Officinale Extract, D-Panthenol, Carbomer, Triethanolamine, Allantoin, DMDM Hydantoin.



Dostępność żelu nie zachwyca, ja swój zamówiłam na doz.pl i zapłaciłam za niego 12 zł. Wydajność jest ogromna, używam go od 4 miesięcy i zaczynam dobijać dna. W żelu wyczuwam delikatną nutę zapachową, lecz spotkałam się z opiniami, że produkt jest bezzapachowy. Konsystencja charakterystyczna dla produktów żelowych, gęsta, bezbarwna.

Jakie zastosowanie znajduje żel w mojej pielęgnacji?

Pielęgnacja włosów

Żel często nakładam pod olej. Włosy go piją, a w zamian za to otrzymują mega nawilżenie. Muszę nałożyć sporą jego ilość, aby pokryła moje włosy, ale to nie jest problem. Żel działa lepiej niż gliceryna i to jest dla mnie najważniejsze.

Pielęgnacja twarzy

Gdy moja cera potrzebowała ukojenia, lądowała na niej porcja aloesowego cudeńka. Szybko się wchłania i pozostawia skórę jak nowo narodzoną. Świetnie sprawdza się aplikowany pod krem.

Poparzenia słoneczne

Gdy zapomniałam o kremie z filtrem, na opaloną skórę nakładałam aloesowy żel. I musicie mi uwierzyć na słowo, że skóra prawie nie schodziła. Mam tendencję do tego, by nawet najmniejszy dotyk słońca powodował u mnie zmianę naskórka i plamy. Po zastosowaniu Gorvity oparzenia zostały zniwelowane do minimum i skóra schodziła z minimalnej części opalonej powierzni.

Ukąszenia owadów

Gdy stałam się ofiarą osy oraz komarów, nie mając nic innego pod ręką, na miejsca bąbli zastosowałam aloes. Krostki mniej swędziały i szybciej się zagoiły.


Żel z pewnością kupię jeszcze nie raz, za taką cenę otrzymujemy wielofunkcyjny produkt o dosłownie cudownych właściwościach. 
Znacie ten żel?

środa, 9 września 2015

Zaplątane, poplątane, czyli moje włosy bez cenzury

Każda z nas (nie tylko włosomaniaczka) zapewne zmaga się z problemami natury włosowej. Czy jest tu osoba, która może powiedzieć: jestem w 100% zadowolona z moich włosów? Ręka w górę. Przypuszczam, że wiele z Was nie może podpisać się pod tym zdaniem. W tym ja. Mam kilka problemów z włosami, jednak są one błahe w porównaniu do jednego- plątanie. Być może zwróciłyście uwagę, że oceniając produkty do włosów zawsze zwracam uwagę na ich wpływ na plątanie moich włosów. Jest to dla mnie bardzo ważne, ponieważ przez mój problem tracę wiele włosów- tak, niestety, część z nich zostaje wyrwana. Zaznaczam, że włosy żyją w równowadze PEH, a farbuję je dość rzadko, bo około raz na 3 miesiące.


Tak wyglądają moje włosy po umyciu. Pewnie patrząc na te zdjęcia myślicie: jak ona myje włosy?! A no normalnie. Przed myciem rozczesuję, w trakcie mycia staram się ich mechanicznie nie plątać, delikatnie masuję, odsączam w ręczniku, nie trzymam zbyt długo, nie trę, nakładam maskę/odżywkę, ... Stosowałam też metodę OMO, ale wyglądały tak samo. Od osób, które widziały moje włosy po zdjęciu z nich ręcznika twierdziły, że wyglądam jak czarownica. Bo tak też wyglądają moje włosy. Ile razy robią się kołtuny to Bóg jeden wie. Na sucho również się plączą... Co robię źle? Nie wiem. Na włosy nakładam produkty ułatwiające rozczesywanie, rozplątuję palcami, następnie rozczesuję Tangle Teezerem. Nie widzę błędów w tym co robię. Może Wy coś widzicie?


Mam nadzieję, że teraz zobaczyłyście na własne oczy dlaczego nie rozczesuję włosów na sucho. A no dlatego, że gdybym zostawiła je w takim stanie do wyschnięcia, musiałabym myć od nowa i nałożyć silikon w czystej postaci, abym mogła je rozczesać. Gdy już udaje mi się je doprowadzić do ładu, wyglądają tak, jak macie je okazję oglądać na zdjęciach. 


Aktualnie w walce z plątaniem pomagają mi: odżywka w sprayu Gliss Kur- niezmiennie od kilku lat, serum Garnier Goodbye Damage oraz serum Joanna Argan Oil (zamiennie z Garnierem). Będę wdzięczna jeśli polecicie mi kosmetyki godne uwagi, które pomogą mi w zmaganiach z moim problemem.



Jeśli macie dla mnie jakieś sugestie i rady- koniecznie piszcie w komentarzach. Mam już dość zjawiska, które gości na moich włosach od kilku dobrych lat. Może któraś z Was miała podobny problem i udało się jej z nim uporać?

poniedziałek, 7 września 2015

Jesienne zachciewajki

Jesień nadchodzi wielkimi krokami, wraz ze zmianą temperatury zakiełkowały w mojej głowie małe chciejstwa. W najbliższym czasie zamierzam je zrealizować. W końcu trzeba jakoś się bronić przed jesienną chandrą, prawda? Małe zakupy skutecznie mnie przed nią ochronią :D


Jestem bardzo ciekawa, czy miałyście produkty, które znajdują się na mojej liście. Z niecierpliwością będę czekać na Wasze komentarze odnośnie poniższych kosmetyków :)





1. Paleta Makeup Revolution Sugar and Spice. Róż do policzków mam tylko jeden, Bourjois. W makijażu róż gości u mnie stosunkowo rzadko, ale zamierzam to zmienić. W związku z tym przyda mi się kilka kolorów. Waham się między wersją Sugar and Spice a Hot Spice. Mam dylemat. Może pomożecie mi go rozwikłać?

2. Sleek Oh so Special. Postanowiłam, że muszę wypróbować jedną z kultowych palet. Ma kolory, które przemawiają do mnie w największym stopniu spośród wszystkich wariantów kolorystycznych. W tym przypadku nie mam wątpliwości i ta paleta musi być moja.

3. Zestaw chińskich pędzli. Natrafiłam na ich pochlebne recenzje na YT oraz wielu innych portalach. Za śmieszną cenę otrzymujemy podobno znakomitą jakość. Chyba zamówię dwa zestawy. W tym, który widnieje powyżej świetne są pędzle do makijażu twarzy. W innym- do oczu. Kalkulując, zapłacę nawet kilka razy mniej niż niż za pędzle kultowych firm.

4. Kallos Multivitamin. Zapasy włosowe topnieją. W tym Kallos Aloe. Muszę wypróbować najnowszą wersję, to postanowione. Mam również chrapkę na Omega. A gdy zapasy osiągną poziom krytyczny, czeka mnie mały haul.

piątek, 4 września 2015

7 urodowych bredni, z którymi dane było mi się zetknąć osobiście

Dziś mam dla Was post, do którego zainspirowała mnie moja mama. W dalszej jego części dowiecie się dlaczego. Mity, które dziś Wam przedstawię, krążą w świecie urodowym od wielu, wielu lat. Przypuszczam, że niektóre zakorzenione są naprawdę głęboko. Wiele z nich z pewnością słyszałyście nie raz, być może część z nich jest dla Was nowością. Ja sama w kilka z nich w czasach młodości wierzyłam. Teraz, gdy stosuję świadomą pielęgnację, jest mi wstyd za mój ówczesny rozum. Jestem bardzo ciekawa czy spotkałyście się z poniższymi stwierdzeniami.



1. "Podetnij te końcówki to włosy urosną ci szybciej"

Ile razy słyszałam to z ust babć i ciotek... W ten mit nigdy nie wierzyłam. Mimo młodych lat kiełkowała we mnie refleksja- przecież włosy wyrastają z głowy, co mają do tego końcówki? No właśnie... Niestety, mimo XXI wieku, do dziś spotykam się z takimi stwierdzeniami wśród osób starszych. Może ma to związek z tym, że podcięte włosy mniej się kruszą i rzeczywisty przyrost jest widoczny, a włosy ze zniszczonymi końcówkami sprawiają wrażenie stojących w miejscu

2. "Od tego malowania szybciej się zestarzejesz"

Przygodę z makijażem rozpoczęłam dość wcześnie, bo w bodajże w pierwszej klasie gimnazjum. Delikatny makijaż w celu ukrycia trądziku, z którym się zmagałam, dodawał mi pewności siebie. Mam lat 22 i nie sądzę, by moja cera wyglądała starzej niż jest w rzeczywistości. Używałam kosmetyków ze sprawdzonych źródeł, dostosowanych do młodej cery. No ale niech im będzie ^^.

3. "Nie farbuj tych włosów, bo ci wypadną"

Hit nad hitami. Najczęściej słyszany z ust babci i dziadka, który z farbowaniem włosów ma tyle wspólnego co ja z montażem konstrukcji stalowych. Farbować włosy zaczęłam również w gimnazjum, kolory na głowie zmieniałam dość często (młodość i głupota szły ze sobą w parze). I jakoś włosy mi nie wypadły. Częste farbowanie przyczynia się do ogólnego pogorszenia stanu włosów, do kruszenia się włosów itd, lecz czy ma bezpośredni związek z wypadaniem? Kłóciłabym się. Na grubość i ilość włosów nie mam co narzekać. 

4. "Zobaczysz jaką skórę będziesz miała za 20 lat przez te maseczki..."

... powiedziała moja mama ujrzawszy córkę swoją z niezidentyfikowaną substancją na twarzy. Tą substancją była glinka błękitna. Mamo, błagam, poczytaj na temat jej właściwości i składu, a dopiero rób mi kazania na temat szkodliwości maseczek. Osobom wtajemniczonym chyba nie muszę wyjaśniać jakie dobroczynne właściwości mają glinki. I zapewniam, że nie mają właściwości postarzających cerę. Tak mamo, za 20 lat zobaczę jaką będę mieć skórę. I na pewno z jej wyglądu będę bardzo zadowolona :) Ale przynajmniej zainspirowałaś mnie do napisania tego postu :)

5. "Przetrzymaj włosy to będą się wolniej przetłuszczały"

Nie należę do zwolenniczek rzadkiego mycia włosów. Tłuszcz na włosach mnie przeraża. Po pierwsze, wygląda to nieestetycznie i niehigienicznie, po drugie, nie jest to dla włosów zdrowe, a po trzecie- włosy po takiej kuracji wcale nie przetłuszczają się wolniej! Niestety sprawdziłam to na swoich włosach, gdy bywałam chora zdarzało się, że nie myłam włosów 4-5 dni. Jakoś nie zauważyłam, by produkcja sebum została zmniejszona. Każdy myje włosów wedle uznania, ja robię to co 2-3 dni. Są osoby, które mogą nie myć włosów tydzień i wyglądają one dobrze. Ale jest grupa osób, która włosy myje rzadko i myśli, że suchy szampon może zastąpić wodę i tradycyjny.

6. "Na trądzik najlepszy jest spirytus"

Niestety, padłam ofiarą tego mitu i długi czas w niego wierzyłam. W szkole podstawowej zmagałam się z trądzikiem. Z pomocą przychodziły ciotki i wszechwiedząca rodzinka, która mówiła, że jak będę przysuszać syfki spirytusem salicylowym to znikną. Oczywiście o stosowaniu kremu nie było mowy. Owszem, niektóre znikały, lecz w ich miejsce pojawiały się nowe, a cera wyglądała tragicznie. Na szczęście już od kilku lat wiem, że alkohol nie działa dobrze na cerę tłustą i niedoskonałości. Kosmetyków z alkoholem unikam jak ognia.

7. "Częste zmiany szamponu powodują łupież"

W ten mit również wierzyłam. Przez naprawdę długi czas. Lecz odkąd stosuję świadomą pielęgnację, przestałam ufać owej mądrości. Szampony zmieniam dość często i jakoś nie zauważyłam łupieżu. Owszem, stosunkowo niedawno biały proszek zagościł na moim skalpie, lecz nie był on wynikiem zmian myjadeł. Oprócz brzmienia powyższego, słyszałam też, że trzeba cały czas używać jednych kosmetyków- kremu, toniku itd. Nic bardziej mylnego. Stosując przez dłuższy jeden kosmetyk możemy uodpornić naszą skórę na niego i przestanie na nią pozytywnie działać.


Jestem bardzo ciekawa, czy miałyście styczność z wyżej wymienionymi mitycznymi prawidłami. Czekam na mądrości, z którymi Wy się spotkałyście :)

środa, 2 września 2015

Ulubieńcy wakacji 2015

Cześć :) Przyznam szczerze, że nie zaszalałam w te wakacje jeśli chodzi o zakupy kosmetyczne. Miałam na głowie nieco inne priorytety i ograniczone fundusze. Ale nie będę się żalić, trzeba iść dalej. Nasunął mi się tylko jeden wniosek- nie warto planować, ja zaplanowałam i czarne moce pokrzyżowały moje plany w największym możliwym tego słowa znaczeniu. :) W te wakacje szczególnie przypadły mi do gustu cztery kosmetyki. W ulubieńcach zazwyczaj gościła większa liczba produktów, jednak tym razem postawię na bardzo mocną czwórkę.



W ulubieńcach nie mogło zabraknąć balsamu Green Pharmacy, który gości u mnie niemal w każdym dniu dla włosów. Bardzo polubiłam się z tym kosmetykiem i jego dobroczynne składniki polubiły także moje włosy. Jedyne zastrzeżenie mam do jego zapachu, który przypomina mi babcine perfumy, ale całość wypada wspaniale. Mydło cedrowe Babuszki Agafii to moja mała zachcianka, jednak nie żałuję jej zakupu. Zachęcona przez Guumi w dniu Matki Boskiej Pieniężnej podreptałam do zielarskiego i bez namysłu wrzuciłam mydełko do koszyka. To chyba jakiś znak, bo mydło zostało jako ostatnie, chyba na mnie czekało. Jestem ogromnie zaskoczona jego mocą i wydajnością. Żaden szampon w takiej porcji jak mydło nie pieni się tak dobrze. Jednak Rosja nie taka zła jak ją malują :)


Kolejnym ulubieńcem tego lata jest krem Bielenda CC, który dorwałam na półce z plakietką CnD. W regularnej cenie bym go nie kupiła- kosztował ok. 21 zł. Ja kupiłam dwa opakowania, z czego jedno kosztowało ok. 13 zł. Świetny deal. I świetny efekt na nogach. Ja, przeciwniczka jakichkolwiek kosmetyków samoopalających jestem na mega TAK. Muszę przygotować recenzję, lecz nie wiem, czy dam radę uchwycić rzeczywisty efekt jaki daje ten balsam. W zakresie pielęgnacji twarzy, zakochałam się w dziegciowej maseczce Babuszki Agafii. Urzekła mnie zapachem i działaniem, wreszcie moja cera nabiera blasku i powoli żegnam się z zaskórnikami.



Jestem bardzo ciekawa jakie kosmetyki skradły Wasze serca podczas tych wakacji. Czekam na Wasze posty :*