poniedziałek, 22 czerwca 2015

Isana lotion do rąk z pantenolem i masłem shea

Hej :) Firmę Isana lubię przede wszystkim za to, że mają wiele kosmetyków o znakomitej jakości i niskiej cenie. Dla budżetu studenckiego jest to niezwykle istotne. Sięgając pamięcią wstecz muszę przyznać, że nie kojarzę kosmetyku Isany, który by się u mnie nie sprawdził. Kolejnym hitem, jaki wpadł w moje ręce, jest lotion do rąk z pantenolem i masłem shea. Kupiłam go od razu jak tylko wypatrzyłam go na półce opatrzonej etykietką nowość. Musiał być mój.


Skład:

Aqua, Glycerin, Isopropyl Palmitate, Cetearyl Alcohol, Butyrospermum Parkii Butter, Glyceryl Stearate SE, Theobroma Cacao Butter, Panthenol, Persea Gratissima Oil, Phenoxyethanol, Acrylates/C10-30 Alkyl Acrylate Crosspolymer, Sodium Cetearyl Sulfate, Parfum, Quillaja Saponaria Bark Extract, Potassium Sorbate, Tocopherol, Sodium Benzoate, Ethylhexylglycerin, Sodium Hydroxide, Geraniol, Hexyl Cinnama

To mój drugi lotion Isany, z którym mam do czynienia. Pierwszy- w fioletowym opakowaniu, oprócz oczywistego zastosowania, gościł również na moich włosach. Ten stosowałam tylko zgodnie z przeznaczeniem. Ogromny plus dla producenta za pompkę, która dozuje porcję produktu idealną do pokrycia dłoni. Zawsze mam go przy swoim łóżku, aby przed snem nawilżyć dłonie, bez takowych nie jestem w stanie zasnąć :D Kremik pięknie pachnie, jest to zapach zupełnie inny niż wersji fioletowej, lecz nie jestem w stanie do niczego Wam go przyrównać. Z działania jestem jak najbardziej zadowolona. Dłonie są świetnie nawilżone na długi czas. Jedyny minusik jaki w nim dostrzegam to wydajność, która jest bardzo wysoka, a ja lubię często zmieniać produkty i próbować nowości. Niemniej jednak uważam to również za zaletę, w końcu oszczędność to podstawa. ;) Bardzo się z nim polubiłam i na pewno zainwestuję w jeszcze niejeden kosmetyk Isany. 

piątek, 19 czerwca 2015

Oleje, które sprawdziły się na moich włosach.

Olejowanie włosów to zabieg, bez którego nie wyobrażam sobie pielęgnacji włosów, a one odwdzięczają mi się coraz lepszą kondycją. Chciałabym opowiedzieć Wam o olejach, które moje włosy bardzo polubiły i być może polubią je Wasze. Zużyłam obie buteleczki, zajęło mi to 7 miesięcy, dlatego uważam, że warto zainwestować w dobry olej, ponieważ oleje są bardzo wydajne, choć zdaję sobie sprawę, że dla niektórych osób (w tym czasem dla mnie) jest to spory wydatek. 

Na pierwszy ogień idzie olej ze słodkich migdałów zimnotłoczony.


Skład: 
Kwas palmitynowy 6.4%, kwas palmitooleinowy 0.6%, kwas heptadekanowy 0.1%, kwas stearynowy 1.6%, kwas oleinowy 66.5%, kwas linolowy 24.6%, kwas arachidowy 0.1%, kwas eikozenowy 0.1%, kwas behenowy 0.1%, kwas erukowy 0.1%


Właściwości oleju:

* bardzo dobry emolient
*polecany w pielęgnacji skóry w problemach tj. egzema czy łuszczyca
* wygładza skórę, nie pozostawia na niej tłustej warstwy
* pomocny w łagodzeniu suchości skóry i podrażnień
* bardzo dobry dla pielęgnacji dziecięcej skóry
* zapobiega tworzeniu się rozstępów

Olej, który miałam okazję używać, był bezbarwny i bezzapachowy. Za 50 ml produktu zapłaciłam około 10 zł. Olej znajduje się w buteleczce z ciemnego szkła, dołączony jest do niego kroplomierz, który pozwala dozować produkt w ilości dogodnej dla naszych potrzeb. Stosowałam go oczywiście na włosy, znalazł również zastosowanie w pielęgnacji mojej cery. Nie byłam w tym regularna, ale stosowany od czasu do czasu świetnie nawilżał skórę i nie zapychał jej. W kwestii pielęgnacji włosów zazwyczaj dodawałam kilka kropel do maseczek, olejowałam nim włosy sporadycznie ze względu na małą pojemność oleju (50 ml). W obu rolach jednak sprawdzał się wyśmienicie.  Włosy chłonęły go w mgnieniu oka. Po umyciu zawsze były w znakomitej kondycji. Próbowałam olejem zabezpieczać końcówki, lecz robiłam to nieudolnie, ponieważ zawsze otrzymywałam efekt tłustości mimo, iż starałam się stosować minimalną jego ilość. Olej ten również wmasowywałam w skórki wokół paznokci- nawilżenie gwarantowane.

Olej z pestek moreli zimnotłoczony.


Skład: 

Kwas palmitynowy 1.4%, kwas stearynowy 67.3%, kwas oleinowy 25.43%, kwas linolowy 58.57%, kwas linolenowy 0.3%, kwas arachidowy 0.24%, kwas eikozenowy 0.4%


Właściwości oleju:

* szybko się wchłania, nie pozostawia lepkiej warstwy
* zapobiega powstawaniu zmarszczek
* odpowiedni dla skóry podrażnionej, suchej i wrażliwej
* posiada właściwości regeneracyjne
* ma podobne działanie do oleju ze słodkich migdałów

Za 100 ml oleju z pestek moreli tłoczonego na zimno zapłaciłam niecałe 20 zł. Jest bezbarwny i bezzapachowy, choć słyszałam opinie, że zapach posiada. Mój egzemplarz firmy OlVita jest bezwonny. Ten olej stosowałam głównie do tradycyjnego olejowania i to jemu przypisuje największe zasługi. Stosowany regularnie przyczynił się do poprawy kondycji moich włosów. Nie puszył włosów, powodował niesamowitą gładkość- choć oczywistym jest, że ten efekt uzyskałam dzięki stosowaniu kilku kosmetyków, nie samego oleju. W okresie zimowym nakładałam go również na twarz i świetnie ją nawilżał. Nie zapychał, nie powodował wysypu niedoskonałości. 


Aktualnie używam oleju kokosowego, który moje włosy bardzo polubiły. W planach mam też wypróbowanie oleju makadamia ewentualnie lnianego. Jestem bardzo ciekawa jakie oleje lubią Wasze włosy. 

wtorek, 16 czerwca 2015

Semilac 055 peach milk

Cześć :) Co u Was słychać? Muszę się pochwalić, że praca już leży i czeka na oddanie do dziekanatu wraz ze wszystkimi dokumentami. Jutro ostatni egzamin. Więc jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, to 30.06. trzymajcie za mnie kciuki :) Dziś szybki post, o kolejnym cudownym kolorze Semilac- peach milk. Bardzo go lubię, idealnie rozbielona brzoskwinia w pomarańczowych tonach z domieszką koralu. Czyż nie wygląda przepięknie?


Trwałość standardowa dla lakierów hybrydowych, około tygodnia. Po zmianie bazy jestem bardzo zadowolona z wielu kolorów i ich wytrzymałości na moich paznokciach. Na pewno utrzymałby się dłużej, jednak denerwuje mnie odrost, dlatego po około tygodniu zmywam lakier.


Paleta kolorów od Semilac jest niesamowita. Nie wiadomo jaki kolor wybrać, mają w swojej ofercie chyba wszystkie barwy o jakich kobieta zamarzy :) Na pewno jeszcze nie jeden wpadnie do mych zbiorów. A ja w tym miejscu żałuję, że tak późno zdecydowałam się na wykonywanie hybryd :)

niedziela, 14 czerwca 2015

Szampon, który wyleczył mnie z łupieżu

Łupież to problem, z którym zmaga się wiele osób. Ostatnio dotyczył także i mnie. Problem tkwi w tym, że nie potrafiłam zidentyfikować jego przyczyny. Ostatecznie stwierdziłam, że to wina masażera do skóry głowy, o którym czytałam, że może łupież spowodować. Szukałam odpowiedniego kosmetyku, który pomoże mi w mojej walce. Choć łupież nie był bardzo widoczny, był raczej delikatnym białym proszkiem. Niemniej jednak niesamowicie przeszkadzała mi jego obecność. W drogerii wpadł mi w oko szampon Farmona Radical z ekstraktem z białej wierzby. Jego cena zachęciła mnie do zakupu więc postanowiłam działać.


Skład:

Aqua (Water), Sodium Laureth Sulfate, Cocamidopropyl Betaine, Salix Alba (Willow) Bark Extract, Sodium Chloride, PEG-7 Glyceryl Cocoate, Propylene Glycol, Undecylenamide DEA, Piroctone Olamine, Alcohol Denat., Faex Extract, Polyquaternium-7, Inulin, Zinc PCA, Menthol, Methylchloroisothiazolinone, Methylisothiazolinone, 2-Bromo-2-Nitropropane-1,3-Diol, Disodium EDTA, Lactic Acid, Parfum (Fragrance)


Szampon znajduje się z miłym wizualnie opakowaniu. Jego pojemność to 330 ml, zapłaciłam za niego niecałe 10 zł. Konsystencja jest typowa dla szamponu, nie wyróżnia się niczym szczególnym. Zapach ziołowy, z wyczuwalną nutką mentolu. A teraz najważniejsze- działanie. Używałam go przez czas około dwóch tygodni, przy każdym myciu włosów. Masowałam kilka chwil skalp, a pianę pozostawiłam na 1-2 minut na skórze, aby zwiększyć działanie. Po około półtora tygodnia zauważyłam, że po łupieżu nie ma nawet śladu, z czego jestem bardzo zadowolona. Teraz używam go profilaktycznie raz w tygodniu i łupież nie powraca. Szampon znakomicie sobie z nim poradził, jednak był to delikatny łupież, nie wiem jak poradziłby sobie z większym problemem. Warto jeszcze wspomnieć, że szampon nie plącze nadto włosów, jak mają to w zwyczaju szampony ziołowe. Świetnie oczyszcza włosy z olejów. Nie wpłynął na zwiększenie lub zmniejszenie przetłuszczania włosów. Jeśli tak jak ja, macie problem z delikatnym łupieżem, warto sięgnąć po ten szampon. Warto go mieć w swoich zbiorach jako szampon oczyszczający. Lepiej zapobiegać niż leczyć. :) 

Ciekawa jestem, jakie szampony lub sposoby na łupież polecacie, chętnie poczytam :)

środa, 10 czerwca 2015

Jak dbam o blond?

Cześć Kochane :* Często dostaję od Was komentarze na temat tego, że moje włosy ładnie wyglądają. Dostaję również od czasu do czasu pytania co robię, że mam zadbane włosy mimo ich koloru. Jest mi bardzo miło czytać takie rzeczy, dzięki Waszym komplementom wiem, że moje starania nie idą na marne. Sama również zauważyłam poprawę kondycji włosów. Nie tylko wizualnie, ale i namacalnie. W dzisiejszym poście skupię się na tym, jak dbam o moje rozjaśniane/farbowane na blond włosy. Kolor blond jest bardzo specyficznym kolorem, przede wszystkim ze względu na inwazyjność farb, które często zawierają silny oksydant, zbliżony do rozjaśniacza. Blond Włosomaniaczki, które obserwuję,mogę policzyć na palcach jednej ręki. Ja jednak bardzo lubię mój kolor i z niego nie zrezygnuję, czuję się w nim dobrze i uważam, że pasuje do mojej osoby.



Zatem co robić, by cieszyć się zadbanymi włosami koloru jasny blond? Zaznaczam, że post to wynik analizy moich własnych doświadczeń. Nie ze wszystkim musicie się zgadzać, nie wszystko też musi się zgadzać z przyjętymi włosowymi prawidłami. Moje włosy są wyjątkowe niekoniecznie w pozytywnym znaczeniu tego słowa i zdarza się, że postępowanie z nimi wedle utartych schematów nie zawsze przynosi dobre skutki.



Po pierwsze: silikony

Na początku akcji-regeneracji używałam silikonów dosłownie we wszystkim. Nie odżywiają, ale chronią przed wysoką temperaturą i uszkodzeniami mechanicznymi. Moje włosy należą do ogromnie podatnych na plątanie. Silikonowe produkty ułatwiają rozczesywanie, a co za tym idzie- włosów nie wyrywam, szczotka lżej po nich sunie nie uszkadzając włosów. Obecnie, gdy moje włosy są w miarę możliwości w dobrej kondycji, stosuję je tylko w odżywkach/maskach/serum zabezpieczającym. Zrezygnowałam z silikonowych szamponów, ponieważ zaczęły obciążać włosy i przyspieszać ich przetłuszczanie. Nie będę powielać tabelek, w których zamieszczony jest podział silikonów i czego szukać w składach, jest ich wystarczająco wiele w sieci, a nie chcę, by ktoś oskarżył mnie o plagiat. :) Wymienię jednak kilka typowo silikonowych produktów. 

* Seria Schwarzkopf Gliss Kur- są to napakowane silikonami produkty, od szamponów po odżywki w sprayu i to do nich sięgałam na początku regeneracji
* maski Kallos
*odżywki Nivea
* produkty L'Oreal Elseve
* wszelakie serum zabezpieczające do końcówek
* i wiele wiele innych, które teraz nie przychodzą mi do głowy :)

Po drugie: olejowanie & emolienty

Byłam bardzo sceptycznie nastawiona do tego typu pielęgnacji, a olejuję od ponad roku i weszło mi to w nawyk :) Zaczynałam od oliwki Babydream fur Mama oraz zwyczajnej Babydream. Używałam także oleju z pestek moreli i ze słodkich migdałów. Teraz stosuję olej kokosowy, który nie miał prawa się sprawdzić na moich włosach, a jednak się sprawdził! Czyżby każdy olej im pasował? Niemożliwe. Włosy rozjaśniane/farbowane na blond są często zniszczone oraz wysokoporowate. W wyborze odpowiedniego oleju dla Waszych włosów pomogą na pewno tabelki zrobione przez Kasię, z których sama często korzystam. Odsyłam Was do nich tutaj i tutaj. Nie jestem w stanie jednoznacznie stwierdzić,  który olej najlepiej nada się dla takich włosów, ponieważ jak widać, na moje włosy działa jak na razie każdy, jaki używałam. Jeśli chodzi o emolienty, w moich zbiorach przeważają kosmetyki z ich zawartością. I każde włosy blond na pewno się z nimi lubią i polubią :)



Po trzecie: nawilżanie

Odkąd włączyłam regularne nawilżanie do pielęgnacji moich włosów, widzę o wiele lepsze rezultaty niż przed. Włosy są rzeczywiście nawilżone, a nie suche, tak jak wcześniej. Najlepiej połączyć nawilżanie z olejowaniem. Ja przed olejowaniem nakładam na włosy żel aloesowy, ewentualnie pryskam włosy mgiełką, która jest mieszanką wody z gliceryną. Nigdy nie zauważyłam spuszenia, nawet nie wiem jak owo zjawisko wygląda w przypadku moich włosów. Jednak osoby z kręconymi/falowanymi włosami powinny starannie dobierać proporcje. Ja robię to na oko. Jeśli zapominacie o nawilżaniu, koniecznie naprawcie swój błąd. Najtańszym wyjściem jest zakup gliceryny, możecie się również pokusić o sok z aloesu, który sama zamierzam niedługo zakupić i dodawać go do płukanek. Jeśli chodzi o kosmetyki nawilżające, które sprawdziły się u mnie, są to: Kallos Aloe, szampon Equilibra,



                                  źródło                                                                                       źródło


Po czwarte: odżywianie

Moje włosy nie lubią protein, w szczególności keratyny. Dowodem ostatecznym na ten stan rzeczy jest fakt, że nawet Kallos Keratin im nie pasuje. Choć moje włosy lubią Kallosy (aż się zrymowało), tak ten odpada. Jednak nie można całkowicie wyeliminować z naszej pielęgnacji protein. Warto poszukać maski/odżywki, która dostarczy nam odpowiednich protein. W moim przypadku sprawdza się: Kallos Milk oraz Biały Jeleń Kozie Mleko. Używam ich mniej więcej raz w tygodniu i wydaje mi się, że taka dawka z taką częstotliwością jest dla nich jak najbardziej odpowiednia.

Po piąte: farbowanie

Zaletą mojego koloru jest niewątpliwie fakt, iż się nie wypłukuje i nie blaknie, tak jak to bywa z innymi kolorami. Gdy nie podoba mi się ich kolor lub mam wrażenie, że zżółkły, w ruch idzie fioletowa płukanka i włosy w mig nabierają chłodnego odcieniu. Włosy farbuję stosunkowo rzadko w porównaniu do innych osób farbujących włosy. Średnio raz na dwa-trzy miesiące. Wszystko zależy od chęci, czasu i ich stanu. Obecnie mam dość spory odrost (włosy farbowałam dokładnie 28.02.) jednak nie rzuca on się tak bardzo w oczy. Planuję farbować przed końcem czerwca (wtedy mam obronę i muszę wyglądać jak człowiek :) ). Jeśli chodzi o farby- wybieram zawsze najjaśniejszy odcień o chłodnej tonacji. Włosy bezpośrednio po farbowaniu są przesuszone, jednak po kilku dniach stopniowo zaczynają powracać do lepszej formy. Nie zamierzam zrezygnować z farbowania. Włosy są dla mnie, zresztą, o czym bym pisała, gdybym miała włosy idealne? :D



Po szóste: temperatura

Mam to szczęście, że moje włosy są proste i nie muszę używać prostownicy. Lokówki używam sporadycznie. A co z suszarką? Jak wiecie, z niej nie zrezygnowałam i nie zamierzam. Suszę chłodnym nawiewem, a dni upalne schną naturalnie. Naprawdę warto zrezygnować z prostownicy. Jeśli Wasze włosy wyglądają dobrze bez użycia suszarki, z niej również zrezygnujcie, włosy będą Wam za to wdzięczne. Ja niestety nie mam takiego szczęścia i zdecydowanie lepiej wyglądają wysuszone moim Remingtonem niż polskim powietrzem :D



Po siódme: systematyczność

Ostatnia, lecz najważniejsza zasada. Dotyczy to wszystkiego- od olejowania po wewnętrzną suplementację. Jeśli będziemy coś robić od czasu do czasu, na pewno nie przyniesie to zadowalających efektów. Dopiero po rozpoczęciu systematycznego olejowania zauważyłam naprawdę świetne efekty. Podobnie z innymi aspektami pielęgnacji. Podobno trzeba coś robić 10 dni, aby weszło to w nawyk, coś w tym chyba jest :)



Celowo nie wspomniałam o rezygnacji z silnych detergentów, ponieważ są typy włosów, które takowych potrzebują. W przypadku moich sama już nie jestem pewna, które szampony im lepiej dłużą.

Mam nadzieję, że moje wskazówki (które nie należą do odkrywczych) komuś pomogą w walce o piękne i długie włosy. Jeżeli macie jakieś rady zarówno dla mnie jak i dla Czytelniczek- piszcie w komentarzach :)

poniedziałek, 8 czerwca 2015

Maybelline Colossal Go Extreme Leather Black

Tusz do rzęs to jeden z kosmetyków, bez którego nie wyobrażam sobie codziennego makijażu. Precyzyjnie wytuszowane rzęsy to mój mały fetysz. Zwracam na to uwagę zarówno u siebie jak u innych osób. Nienawidzę posklejanych rzęs, jeśli takowy efekt uzyskam- igła idzie w ruch, grudek nie może być. Kupując mascary, w 90% przypadków wybieram silikonowe szczoteczki, one zapewniają mi oczekiwany efekt, a rzęsy się nie sklejają i ostatecznie nie wymagają poprawek. Mascarę Maybelline Colossal Go Extreme Leather Black wygrałam na portalu wizaz.pl. Z własnej woli raczej bym jej nie kupiła właśnie ze względu na szczoteczkę, która silikonowa nie jest. Jeśli jesteście ciekawe, czy tusz spełnił moje oczekiwania, zapraszam do lektury :)


Mascarę dostaniemy w drogeriach z szafami Maybelline. Jej cena to- jeżeli się nie mylę- ok. 30 zł. Uważam, że to dużo. Często używałam mascar, których cena nie przekraczała 10 zł, a efekt był fenomenalny. 


Szczoteczka jest specyficznie wyprofilowana. Jak możecie zauważyć, włosie jest gęste i różnej długości. Szczoteczka nabiera umiarkowaną ilość tuszu. Nie za mało, nie za dużo.


To pierwsza mascara Maybelline jaką mam okazję używać. W momencie robienia zdjęć w celu pokazania Wam jak tusz prezentuje się na moich rzęsach doszłam do wniosku, że na zdjęciach wygląda o wiele lepiej niż w rzeczywistości. Mi niestety nie do końca podpasował ten tusz. Przede wszystkim ze względu na tradycyjną szczoteczkę. Mam wrażenie, że nie do końca rozdziela rzęsy tak jak powinno być. Nie wydłuża tak jakbym tego chciała, z pogrubieniem jest podobnie. Na plus działa to, że nie osypuje się w ciągu dnia, a podczas demakijażu nie mam problemu z jego zmyciem. Na zdjęciach prezentuje się bez zarzutu, ale ja mimo wszystko będę upierdliwa i nie kupię go ponownie. Chyba wyczuł, że robię zdjęcia w celach recenzji i postanowił się pokazać z lepszej strony :D Używałam jednak o wiele lepszych kosmetyków z tej kategorii, których cena była nawet trzy razy niższa.




sobota, 6 czerwca 2015

Semilac 022 mint

Cześć :) Odkąd stałam się posiadaczką zestawu do manicure hybrydowego, hybrydy goszczą na moich paznokciach bardzo często. Często, ponieważ baza i top od Em Nail są delikatnie mówiąc beznadziejne i lakier bardzo szybko odchodzi od płytki- tak, odchodzi sam, płatami. Na szczęście paczuszka z bazą i topem od Cosmetics Zone już do mnie idzie więc niedługo będę się cieszyć o wiele lepszą trwałością hybryd. Czytałam, że nawet lakiery gorszej jakości będą trzymać się długo na dobrej bazie więc oby to była prawda :) 
Lakiery Semilac pokochałam od pierwszego wejrzenia, przede wszystkim ze względu na ogromną paletę kolorów i jakość, która wychwalana jest przez każdą ich użytkowniczkę. W moich zbiorach mam 3 egzemplarze, dziś zaprezentuję Wam odcień miętowy.


Lakier urzekł mnie swoim kolorem, jak wiecie- od dawna jestem zakochana w kolorze miętowym. Semilac kryje już po dwóch cienkich warstwach. Nie mam  do niego żadnych zastrzeżeń. Wytrzymał na moich paznokciach tydzień więc uważam to za świetny wynik biorąc pod uwagę fatalną jakość bazy. Lakier przepięknie wygląda na paznokciach, podobał się wielu osobom. Gdy nowa baza pójdzie w obroty, na pewno będę cieszyć się dłuższą trwałością lakierów.


czwartek, 4 czerwca 2015

Kallos Cherry- czy pokochały go moje włosy?

Wiśniowy Kallos to kolejna maska tej firmy, która zagościła w moich zbiorach. Jak dotąd, jestem zadowolona ze wszystkich, które używałam. Jedynie wersja Keratin nie przypadła moim włosom do gustu, co zapewne było spowodowane wysoką zawartością keratyny, której moje włosy delikatnie mówiąc nie znoszą. Wiśniowej maski używam już od dłuższego czasu w miarę możliwości regularnie więc myślę, że mogę powiedzieć Wam o niej kilka słów :)


Skład:
Aqua, Cetearyl Alcohol, Cetrimonium Chloride, Prunus Avium Seed Oil, Parfum, Citric Acid, Cyclopentasiloxane, Dimethiconol, Propylene Glycol, Benzyl Alcohol, Methylchloroisothiazolino ne, Methylisothiazolinone
Maska znajduje się w charakterystycznym dla Kallosów litrowym opakowaniu. Kupiłam ją na spółkę z dwiema koleżankami, dlatego dość szybko zaczęłam dobijać dna. Zapłaciłyśmy za nią około 12 zł. Maska pachnie słodkimi wiśniowymi lizakami/cukierkami. Kojarzę ten zapach z dzieciństwem. Zapach długo utrzymuje się na włosach, lecz ze względu na swoją intensywność, zaczął mnie męczyć po dłuższym użytkowaniu. W składzie dość wysoko znajduje się olej z pestek czereśni, maska należy zaliczyć do grupy emolientowej. A to już pierwszy powód, dlaczego polubiły ją moje włosy. Jeśli chodzi o jej działanie, jestem na tak. Włosy po jej użyciu są pięknie dociążone, nie fruwają na wszystkie strony. Są też wygładzone i miękkie. Po raz kolejny ciężko mi wypowiedzieć się na temat efektów długotrwałych, moja pielęgnacja jest wieloczynnikowa, dlatego nie wiem, czy wpłynęła znacząco na ich kondycję (która prezentuje się ostatnio całkiem satysfakcjonująco). Na pewno nie zauważyłam żadnych efektów ubocznych. Kilka razy jednak zauważyłam, że włosy po jej użyciu szybciej się przetłuściły. Ale może być to zbieg niekorzystnych okoliczności, a nie właściwości maski. Możliwe, że niedokładnie ją spłukałam. W każdym bądź razie, z wiśniowego Kallosa jestem zadowolona. Nie planuję ponownego zakupu, ponieważ mam jeszcze spore zapasy. Jednak czekam z niecierpliwością na kolejną nowość, jeżeli producent takową wypuścić planuje :) Jestem bardzo ciekawa, jaki to będzie zapach.

wtorek, 2 czerwca 2015

Dzień dla włosów

Tradycyjnie już wtorek w moim przypadku to dzień dla włosów. Dziś również poświęciłam włosom więcej czasu niż zazwyczaj. Przyszły upały, a co za tym idzie- nie suszę włosów, z wyjątkiem dni, w których muszę wyglądać , wtedy suszarka idzie w ruch. Nie jestem zadowolona z takiego stanu rzeczy, ponieważ moje włosy po tym jak wyschną w naturalny sposób, nie wyglądają zbyt dobrze (bynajmniej w moich oczach, nie podoba mi się taki efekt). Stawiam jednak w tym przypadku na wygodę i ich zdrowie.



Dziś w roli głównej wystąpiła maska grejfrutowa Balea. Oczywiście, nie wystąpiła solo. Najpierw naolejowałam włosy olejem kokosowym na około 2 godziny. Następnie umyłam je szamponem Equilibra. Maskę Balea nałożyłam na około pół godziny. Następnie ją zmyłam, włosy rozczesałam Tangle Teezerem, a końcówki zabezpieczyłam moim ostatnio ulubieńcem- serum Garnier Goodbye Damage.




Włosy po wyschnięciu były bardzo miękkie i delikatne w dotyku, takie, jak lubię. Miałam lekki problem z ich rozczesaniem, ale dzielnie sobie poradziłam. Winię za to brak silikonów. Zapach maski jest bardzo intensywny nadal trzyma się na włosach. Jestem zadowolona z efektu, jaki uzyskałam. Do maski na pewno jeszcze wrócę. 


poniedziałek, 1 czerwca 2015

Ulubieńcy maja

Cześć :) Pogoda dopisuje, właściwie od dzisiaj mam długi weekend, trwający ponad tydzień. Praca licencjacka jest w trakcie dopinania na ostatni guzik, jestem zadowolona, oby tak dalej. A jak dobrze pójdzie, to za równy miesiąc będę już po obronie :)
Dziś kolorowi ulubieńcy minionego miesiąca- maja. Pięć kosmetyków, które skradły moje serce w ostatnim czasie. Zapraszam do kilku słów na ich temat :)


Pierwszym kosmetykiem, który bardzo polubiłam to maska Kallos Aloe. Miłością do Kallosów pałam od ponad roku, a ta maska jest kolejną, która podbiła serce moich włosiąt. Recenzja tej oraz wersji Cherry wkrótce się pojawi. Pozostając w aloesowych klimatach, wreszcie wypróbowałam szampon Equilibra. Tak jak się spodziewałam, zaczęłam podzielać zachwyty włosomaniaczek. Szampon jest genialny. Dobrze, lecz delikatnie oczyszcza. O dziwo ładnie się pieni. I ten zapach- kojarzy mi się z męskimi perfumami :) Na promocji -40% na kosmetyki do pielęgnacji twarzy w Rossmannie kupiłam m.in. winogronowy krem na noc Alterry. Stosując go, rano budzę się z delikatną i świetnie nawilżoną buzią. Jak na razie jestem z niego bardzo zadowolona. Podobnie sprawa ma się z serum Garnier Goodbye Damage. O ile nie wierzę w jego magiczne obietnice dotyczące scalenia zniszczonych, o tyle od pierwszego użycia zostałam zauroczona jego działaniem i ułatwieniem rozczesywania włosów. Powróciłam również do suchego szamponu Batiste. Wersja o kwiatowym zapachu nie odbiega jakością od pozostałych, natomiast wyróżnia się pięknym, lecz subtelnym zapachem.

Jakie kosmetyki znalazły się w gronie Waszych ulubieńców w minionym miesiącu?